środa, 10 listopada 2010

Seryjny...

Cornel Cummings się mylił. Po pierwsze dlatego, że Andrew Pash wiedział o istnieniu swego ojca. Andrew Pash wiele lat temu pochował swoją matkę. Kilka dni temu pisałem o wizytach Bobera Banarego na wyspie Brijuni. W pierwszym przypadku był po odnalezieniu listu Kupelwisera w Cromwell House. Drugi raz jednak pojechał z innej przyczyny. Pash nie chciał go znać. Moim zdaniem, to nie Bober napisał list do Pasha, by przyjechał do Londynu. Moim zdaniem to nie Bober go wezwał.
Od początku: Po samobójstwie Bobera Banarego, policja zarządza obserwację jego willi przy Queen’s Caroline Street numer 51. Przy jego łóżku w szpitalu (Banary nie umiera, tylko zapada w śpiączkę) policja ustawia, pilnującego go funkcjonariusza. Po jakimś czasie (wciąż mam różne okresy i daty tego zdarzenia) do Londynu przyjeżdża Andrew Pash. Zostaje śledzony i w końcu zatrzymany. Zeznaje, że jest synem Bobera i że przyjechał na prośbę ojca. Policja przechwytuje list, z którym przyjechał Pash. List który napisał do niego ojciec. Jednak moim zdaniem, Bober nie napisał tego listu. Ktoś inny wezwał Pasha. I na tę chwilę uważam, że ta sama osoba pomogła Boberowi w samobójstwie.
Przecież po tym zdarzeniu, kiedy ciało Bobera runęło w dół na Makietę (po otwarciu schodów… dokładnie opisałem to w „Woodward”, przecież w domu była wtedy matka. Matka Maxa. Beth Woodward. Ona zeznała, (co również zamieściłem w pierwszej części powieści) że znalazła w pracowni Bobera kamerę i taśmę. Na tej taśmie było coś bardzo ważnego. Ktoś odwiedził Bobera. Zostało to zarejestrowane. Policja przejęła tę kasetę. Gdzie ona jest?

Pisać proszę do mnie tylko na: jacek.roczniak@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz