czwartek, 27 maja 2010

Koleś widział tego trzeciego na długo przed...

Tony Shepard i Cornel Cummings byli na barce razem. Ale na wiele tygodni przed tym, zaraz po zniknięciu Sienne, Cornel był na barce również sam. Znalazł łóżko przedstawione na fotografiach. Znalazł wyrwę w pokładzie, w której ukryta była walizka Pash’a.

piątek, 21 maja 2010

komplikacje

Byłem na wyjeździe kilka dni. Wróciłem i przeglądam. Patrzę w tłumaczenia Marck’a… patrzę w to, co przysłała pani tłumacz Aga Stasiak… na tej fotografii jest odpowiedź odnośnie pochodzenia Andrew Pash’a. Patrzę na osobę trzymającą wózek, ale to chyba nie o to chodzi…

czwartek, 13 maja 2010

nic już nie jest ważne

boję się... boję się, że będę musiał spalić, oddychające jeszcze egzemplarze powiesci "Woodward", bo to co zeznał w drugiej turze syn Banarego... niejaki Andrew Pash... wywraca wszystko nad czym siedziałem tyle długich lat... JESLI Pash potwierdzi to wszystko: o udziale doktora i rodziców Maxa... jesli powie to w zeznaniach, teraz... 18 maja... będę musiał drugi tom pisać od początku...
nie wiem jeszcze dlaczego przerwał milczenie i chce zeznawać, ale byłbym glupcem, gdybym nie połączyl tego z wizytą pani S. która ma Listy Mude Corri... UF!

wtorek, 11 maja 2010

Chyba nikt nie chciałby dopuścić... nikogo do takiej tajemnicy…



Trudno o niej zapomnieć… pytacie w mailach (kilku małych mailach) jak nazywała się pani, która wczoraj odwiedziła Warszawę… powiem wkrótce, choć to chyba jednak nie ma znaczenia. Żadnego znaczenia…
Piszę znów dziś o niej, bo od wczoraj myślę o tym spotkaniu nieprzerwanie. Fascynuje mnie jako osoba… choć w ogóle jej nie znam. Poznałem ją tylko przez te dziewięćdziesiąt krótkich minut. Milczenie… te długie pauzy, które robiła… te podnoszenie okularów, by nie tracić kontroli nad tym jak przyjmuję to, co mówi… wyrażała siebie w sposób jakiego nie znałem. Tylko kobiety, które mają coś takiego… jakby cudzą tajemnicę. Zachowywała się tak spokojnie, jakby uważała, że słowa niczego tu nie zmienią…
Ona chciała mi dać do zrozumienia, że idę dobrym tropem… że robię dobrze, chcąc w drugim tomie zamieścić Listy Malwy… zapiski Mude Corri… a może w tym wszystkim się trochę bała, że wypuści z rąk coś co mogę pokruszyć… płaskim językiem… za gęstą stylistyką… sam nie wiem… Ona, kiedy odezwała się do mnie po premierze powieści „Woodward” , to ona pierwsza napisała, że nie czytała jeszcze takiego opisu miłości, jaką przeżywał Max. To ona napisała jako pierwsza, że każda kobieta chciałaby być taka kochana… jak Max kochał Malwę…
Myślę sobie też dzisiaj, kiedy już trochę ochłonąłem, że cały czas mnie bada… te kilkanaście maili, które wymieniliśmy od listopada, te wieczory, kiedy siedziałem i zastanawiałem się, dlaczego doktor Snake nie pokazał mi tych listów, dlaczego mogłem korzystać tylko z tego co otrzymałem od Cummings’a… i nagle ślad prowadzi mnie do niej… do pani, której matka była salową w szpitalu, w której leżał Max i kilkoro innych dzieci. Jej matka na pewno poznała matkę Maxa, panią Elizabeth Woodward. Ale z tego co wiem, Mude Corri leżała w innej części miasta, w Moorfields. Teraz jednak to dla mnie nie ma znaczenia. Kilka lat temu, na początku tej drogi, zależało mi na zbadaniu każdego dowodu. Analizowałem listy, zapiski, zeznania i fotografie. Dzisiaj jestem w stanie rozpoznać po budowie zdań, nawet jeśli ktoś mi czyta… wiem, czy te zdanie napisał Max czy Koleś… rozpoznaję Shepard’a w ciągu kilku sekund. To jest dla mnie prawdziwość najprawdziwsza. Połączyłem się czymś kompletnie niewidzialnym. Nikt nie jest w stanie mnie oszukać. Może dlatego podczas wczorajszego spotkania tak wszystko było prawdziwe. Tę kobietę, która nosi tajemnicę… innej dziewczyny, która umarła w tak dziwnych okolicznościach. Umarła najpierw w swoim śnie, w swoim onirycznym życiu, by po następnie jej ciało, leżące kilka lat w szpitalu… umarło fizycznie.
Chyba nikt nie chciałby dopuścić nikogo do takiej tajemnicy… nikt prócz tych, którym ta tajemnica jest należna… a szczególnie jemu… który zrobił wszystko by wrócić do Niej. By wrócić po Nią… mimo, że wiedział, że Malwy już nie zobaczy i nie zastanie tam, gdzie ją pożegnał wracając… Mimo tego poszedł… i przecież odnalazł ją… to na szczęście wiem.

poniedziałek, 10 maja 2010

musi mieć zgodę pani Corri,


Widziałem ją… przyjechała do Warszawy… kilka długich minut oczekiwania i była w Wilanowie… to spotkanie to jak dotykanie nadprzyrodzonego płomienia, który kiedyś, w latach osiemdziesiątych zgasł… Jest nad wyraz młodą osobą, ale ma jej listy… a właściwie jej zapiski… Zapiski z pamiętnika Mude Corri, wielkiej miłości Maxa Woodward’a. Duży, czerwony turban na głowie, to pewnie taka moda zza Wawy… duże modne okulary, jasne spodnie, żółte buty z plączącymi się sznurówkami… była damą, ale inną… myślałem oczekując ją od kilku dni, że będzie to stateczna pani, która dźwiga brzemię Mude Corri, która pewnie miałaby teraz ponad czterdziestkę…
Na górze miała szare wdzianko, a na tym czarny… ciemno-granatowy płaszczyk… paliła… przez pierwsze dwadzieścia minut wypaliła trzy papierosy. Na ławce na której usiedliśmy postawiła colę light, w puszce. Czasami taka normalność onieśmiela… i tak się stało. Chciałem od razu spytać o Malwę, co o niej wie, czy wydobyła nowe informacje z Hammersmith… ale nie mogłem. Rozmawialiśmy o egoizmie… o szukaniu własnej drogi przez młodych ludzi i nowej drogi, której szukają starzy… dorośli ludzie. Tyle czekałem na to spotkanie… tyle razy wyobrażałem sobie kogoś, kto może mieć informacje… listy… które dotykała Mude Corri… ale zamiast rozmowy o Mude rozmawiałem o cechach młodych ludzi. Dopiero pod godzinie zrozumiałem, że ta rozmowa nie jest o kimś… tylko o niej… o Niej i o Nim…
Po półtorej godzinie sama nagle powiedziała, że przy następnej wizycie przywiezie ze sobą Jej listy… nie chciałem pytać, chyba nawet nie byłem rozczarowany… rozumiałem jej wymowę perfect… byłem szczęśliwy… Ciężko mi to opisać, ale chciałem zapytać, czy mogła znać Malwę… była od niej jakieś dziesięć lat młodsza… i nagle ona powiedziała, że wszystko przechowywał Snake, że to wcale nie był Banary. Zrozumiałem, że czytała angielską wersję mego bloga, czy raczej jego fragmenty. Te dziewięćdziesiąt minut, które mi poświęciła były bardzo magiczne i niestworzone, tak normalnie… to nie były zwykłe minuty… nie potrafię chyba tego opisać i nie będę się starał… Kiedy zamknęła drzwi samochodu, jak w filmie, uchyliła okno i powiedziała, że musi mieć zgodę pani Corri, by mnie przekazać te listy…
Odjechała, a jak stałem jak jeden z moich bohaterów w powieści… i marzyłem o czymś, marzyłem by pozwoliła mi jechać ze sobą… tam do Hammersmith, gdzie kiedyś poznałem tę historię… poznałem Jego ślad… gdzie właściwie wszystko się zaczęło… także w mojej głowie…

piątek, 7 maja 2010

to Celiber spisał jej słowa

W przyszłym tygodniu mam spotkanie w sprawie Listów Mude Corri. Mam nadzieję, że ich posiadaczka nie wycofa się i przyjedzie. Cały drżę na to spotkanie. Będę mógł porównać to, co odnalezione zostało przy Dziennikach Bobera i zostało skatalogowane jako Zapiski Malwy. Nie mam żadnego potwierdzenia, czy te sentencję, które posiadam są na pewno jej pióra. To, że Max wrócił do Krainy nie jest żadną tajemnicą i nawet z powieściowego punktu widzenia, nie zamierzam tego jakoś specjalnie afiszować. Znalazł tam wiele dziwnych rzeczy. W jej starym domu w środku brzozowego lasku. Na płótnach, na których malowała siebie pozostawiała tyle śladów, ale najwięcej spisał ktoś inny, kto ją odprowadzał z Głębokiego Lasu. Niejaki Celiber. Postać mroczna, nieprzyjazna, wiecznie zagadkowa i praktycznie nie do poznania… nie do rozszyfrowania. To Celiber spisał to wszystko, co Malwa mówiła, co wykrzykiwała w swej ostatniej drodze. Czytam to ponownie. Nie jestem na to nadal odporny. Nie sposób nawet mi przypuszczać, co robił Max, kiedy to od niego usłyszał. Nie wiem, jakich sztuczek użył Woodward, by to od niego wyciągnąć. Pamiętam jeszcze jeden fragment, który dostałem od Cornela i pewnie po autoryzacji pani w przyszłym tygodniu, będę mógł je opublikować.