
Trudno o niej zapomnieć… pytacie w mailach (kilku małych mailach) jak nazywała się pani, która wczoraj odwiedziła Warszawę… powiem wkrótce, choć to chyba jednak nie ma znaczenia. Żadnego znaczenia…
Piszę znów dziś o niej, bo od wczoraj myślę o tym spotkaniu nieprzerwanie. Fascynuje mnie jako osoba… choć w ogóle jej nie znam. Poznałem ją tylko przez te dziewięćdziesiąt krótkich minut. Milczenie… te długie pauzy, które robiła… te podnoszenie okularów, by nie tracić kontroli nad tym jak przyjmuję to, co mówi… wyrażała siebie w sposób jakiego nie znałem. Tylko kobiety, które mają coś takiego… jakby cudzą tajemnicę. Zachowywała się tak spokojnie, jakby uważała, że słowa niczego tu nie zmienią…
Ona chciała mi dać do zrozumienia, że idę dobrym tropem… że robię dobrze, chcąc w drugim tomie zamieścić Listy Malwy… zapiski Mude Corri… a może w tym wszystkim się trochę bała, że wypuści z rąk coś co mogę pokruszyć… płaskim językiem… za gęstą stylistyką… sam nie wiem… Ona, kiedy odezwała się do mnie po premierze powieści „Woodward” , to ona pierwsza napisała, że nie czytała jeszcze takiego opisu miłości, jaką przeżywał Max. To ona napisała jako pierwsza, że każda kobieta chciałaby być taka kochana… jak Max kochał Malwę…
Myślę sobie też dzisiaj, kiedy już trochę ochłonąłem, że cały czas mnie bada… te kilkanaście maili, które wymieniliśmy od listopada, te wieczory, kiedy siedziałem i zastanawiałem się, dlaczego doktor Snake nie pokazał mi tych listów, dlaczego mogłem korzystać tylko z tego co otrzymałem od Cummings’a… i nagle ślad prowadzi mnie do niej… do pani, której matka była salową w szpitalu, w której leżał Max i kilkoro innych dzieci. Jej matka na pewno poznała matkę Maxa, panią Elizabeth Woodward. Ale z tego co wiem, Mude Corri leżała w innej części miasta, w Moorfields. Teraz jednak to dla mnie nie ma znaczenia. Kilka lat temu, na początku tej drogi, zależało mi na zbadaniu każdego dowodu. Analizowałem listy, zapiski, zeznania i fotografie. Dzisiaj jestem w stanie rozpoznać po budowie zdań, nawet jeśli ktoś mi czyta… wiem, czy te zdanie napisał Max czy Koleś… rozpoznaję Shepard’a w ciągu kilku sekund. To jest dla mnie prawdziwość najprawdziwsza. Połączyłem się czymś kompletnie niewidzialnym. Nikt nie jest w stanie mnie oszukać. Może dlatego podczas wczorajszego spotkania tak wszystko było prawdziwe. Tę kobietę, która nosi tajemnicę… innej dziewczyny, która umarła w tak dziwnych okolicznościach. Umarła najpierw w swoim śnie, w swoim onirycznym życiu, by po następnie jej ciało, leżące kilka lat w szpitalu… umarło fizycznie.
Chyba nikt nie chciałby dopuścić nikogo do takiej tajemnicy… nikt prócz tych, którym ta tajemnica jest należna… a szczególnie jemu… który zrobił wszystko by wrócić do Niej. By wrócić po Nią… mimo, że wiedział, że Malwy już nie zobaczy i nie zastanie tam, gdzie ją pożegnał wracając… Mimo tego poszedł… i przecież odnalazł ją… to na szczęście wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz