
Zatem za każdą podróżą stoją kolejne informacje. Nie tak dawno dziwiłem się, że początek historii może sięgać aż początku XIX wieku, a jednak to prawda. I ta rodzina przemysłowców: Milfordów, potwierdza moje przypuszczenia. Powoli dowiadujemy się, kto sprowadził zegar do Anglii. Powoli wyciągam wraz z Mike’iem informacje, wg których Bober Banaray mógł urodzić się w angielskim tajnym więzieniu, wykopanym na terenach obecnej Holandii. Dotarłem do kserokopii rękopisu niejakiego Michel’a Huillo. To on, Francus, został sprowadzony siłą przez naczelnika owego więzienia niejakiego Wax’a Commander’a. (nadal nie znam jego prawdziwego imienia i nazwiska) Jeśli to wszystko uda mi się potwierdzić, pozostanie już tylko odpowiedzieć na pytanie: kto przywiózł dojrzałego już chłopca pod szpital Cromwell House, pewnego sierpniowego dnia o świcie:
„Dorożka pędziła pustą kasztanową aleją. Przy szpitalu Cromwell House wybrzmiewały pojedyncze odgłosy bomb. Woźnica sprawnie omijał leje po wybuchach. Zatrzymał się ostro przed wjazdem do czerwonego budynku, którego podwójne wieże górowały nad wschodnią częścią Londynu. Zatrzymane konie, stały niespokojnie. Był świt. Rozgrzane ciała zwierząt parowały siną mgłą. Dokoła nie było żywego ducha.
Kiedy nalot ucichł, z wartowniczej budki szpitala wyszedł mężczyzna. Podszedł do bramy, przyglądał się chwilę, po czym włożył w zamek klucz i przekręcił go dwa razy. W tej samej chwili, drzwiczki dorożki uchyliły się. Sędziwy mężczyzna, ubrany w kosztowne i nienagannie wyprasowane rzeczy, z trudem wysiadł. Woźnica zawinął lejce na pręcie hamulca i chciał zeskoczyć, ale starzec kiwnął do niego zakazująco, po czym spojrzał w stronę szpitala. Wartownik nie spuszczał z niego wzroku. Starzec pochylił się do środka i po chwili wyciągnął z niej zawiniętą w koc postać dziecka. Podrzucił na obu rękach i z wielkim trudem doniósł do samej bramy. Kiedy napotkał pytający wzrok wartownika krótko rzucił:
- Otwieraj.
Mężczyzna wykonał polecenie, a stary położył ciało chłopca na piasku. Onieśmielony wartownik podbiegł do stróżówki, sięgnął po papier i pisadło, wrócił do starego, który napisał imię i nazwisko. Zerwał się wiatr zagłuszając kilka zdań, które wymienili.
- Jeszcze data proszę pana – pouczył go mężczyzna. Stary podniósł okrągłe binokle i we wskazanym miejscu wpisał: 29 sierpnia 1918 rok, po czym przyklęknął przy chłopcu i cicho powiedział:
- Trzymaj się – wstał, włożył wartownikowi do kieszeni płaszcza plik banknotów, wsiadł do dorożki i w pośpiechu odjechał.
Wartownik stał przez chwilę jak sparaliżowany. Kilka razy spojrzał za oddalającym się powozem, po czym pochylił się nad leżącym chłopcem, odgarnął róg koca, którą przykryta była twarz.
Otwarte oczy wpatrywały się w niego. Chłopiec mógł mieć piętnaście, może szesnaście lat. Miał gładką skórę, krótki nos i wąskie usta”.
„Ferro Voo Geo”, rozdział 2. Fragment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz