czwartek, 1 kwietnia 2010

on wrócił... on naprawdę tam wrócił!

Polana. Czułem zapach, którego tak dawno nie dane mi było posmakować. Mimo wszystko. Mimo tego, że miałem już przecież pełną świadomość, ze to wszystko istnieje, to i tak to przebudzenie było czymś nadprzyrodzonym. Oczekiwałem w spokoju przewodnika. I spokojnie bez ruchu leżałem. Przymknąłem oczy by napawać się tę chwilą. Czułem jak moje nozdrza nabrzmiewają w poszukiwania kolejnego zapachu. Dosyć długo, chyba za długo jak na przywitanie. Nie przybył nikt. Nikt mnie nie witał i nikt nie chciał przeprowadzić. Nie usłyszałem nadal magicznego zdania: „jestem twoim przewodnikiem. Nie powinniśmy tu dłużej pozostawać”. Ale leżałem do woli. Nikomu to nie przeszkadzało. W końcu podniosłem się. Wystawiłem głowę nad wysokie trawy. Cień.
To był mój świat. Tu. Przy nim, ziemskie zmysły to jedynie groteska. To cały czas był mój świat. Oczy... tam gdzies otwarte... tu lepiej powiekami chronić każde wtargniecie.
Chyba upadłem. Twarz bolała, a nos pulsował krwią. Musiałem dostać w szczękę. Podniosłem się, i znów czołem w coś ostrego. Byłem w klatce. Obróciłem się na bok. Jechałem. Zamknięty w czymś niedużo większym niż ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz