czwartek, 29 kwietnia 2010

Pokój Trzydziestu Serii

Stronę główną swego bloga, czyli tę „Jacek Roczniak” traktuję bardzo poważnie i staram się posługiwać tam wyłącznie informacjami i mniej analizować, czasami więcej pytać. Z tego powodu nie mogę tam napisać, że domyślam się, dlaczego ukrywano tak długo informację o „Pokoju trzydziestu serii”. Książka książką, to żyje własnym rozdzielnym bytem, ale to co zebrałem kiedyś, wiedząc że ta cała historia będzie podzielona na trzy części – i wiedziałem, co w nich się będzie znajdować… teraz to wszystko (większość) nabiera innego wymiaru, bo dostaje kilka wątków innego światła. Po pierwsze widzę już wyraźny „nadudział” policji, a szczególnie, dziwną postawę inspektora Edwarda North’a. Nawet ja uwierzyłem, że on nie mógł wcześniej obstawić willi Bobera, założyć podsłuchów, śledzić ludzi tam się „kręcących”. Uwierzyłem w to, bo docierało do mnie to, że nie ma ciała (dzieci w śpiączkach nadal żyły) to nie ma zbrodni i nie ma śledztwa (przynajmniej śledztwa o zabójstwo). Wierzyłem także w to, i przyjąłem to za pewnik, że rodzice tych dzieci po ich nieudanych samobójstwach nie chciały rozgłosu, wstydziły się o tym głośno mówić, nie chciały zeznawać. Dlatego w tym kontekście wracam do osławionego już prawie, pewnego pokoju w szpitalu Trenton School. Nie robiłbym tego, ale muszę zacząć od tego, co będzie na samym końcu, w trzeciej części… a raczej w jej prologu. Jest rok 1918. Maj lub sierpień, o ile dobrze zinterpretowałem dane z Kart Przyjęcia. Tuż po wschodzie słońca, pod bramę szpitala (wykorzystywanego jako żołnierski lazaret, przecież kończy się powoli Wielka Wojna, dopiero później nazwana I wojną) pod bramę szpitala przyjeżdża dorożka. Wysiada z niej bardzo zadbany i dobrze ubrany pan. Jest w podeszłym wieku. Wyjmuje ze środka dziecko… zawinięte w koc. Ledwo je niesie, bo dziecko ma… z wyglądu ponad 10 lat. Jednak nie chodzi i nie mówi. Pan daje strażnikowi kilka banknotów i odjeżdża.
Jaki to ma związek z Pokojem trzydziestu serii? Taki, że od tego ponoć momentu, ten chłopiec odwiedzi wiele razy ten pokój… Szefem szpitala jest wtedy Josef Beuer, ale już wiem, że to nie on zarządzał tymi badaniami i tym procederem ze zwożonymi dziećmi z całego kraju, które pozostawały w głębokim lub średnim upośledzeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz