poniedziałek, 8 lutego 2010

tonę w datach, latach i faktach... tonę...

Jest wiele nieścisłości w informacjach o Pash’u. Już wykrzykiwałem w tych Kulisach, że nie interesują mnie wątki sensacyjne i dochodzeniowe, ale nie sposób bez nich dokończyć konstrukcji fabularnej. Taplam się w tych datach i domysłach.
Aby wszystko uporządkować zacząłem od Cummings’a.
Koleś odwiedził matkę Maxa dwa razy. Pierwszy raz, prawdopodobnie zaraz po drugim zatrzymaniu Pasha, czyli około listopada 1988 roku, a drugi raz w kwietniu lub maju 1989 roku.
Natomiast pierwszy raz policja zatrzymała Pash’a po samobójstwie Bobera Banarego czyli w połowie 1986 roku. Drugi raz, policja zatrzymuje Pash’a i odnajduje „Dzienniki Bobera” w rok od wybudzenia Cummings’a, czyli w 1988 roku.
Po tym zatrzymaniu prasa szaleje. (jest w książce na pierwszej stronie przedruk Mirror News, poprawej jest informacja i zdjęcia Pash’a z przekręconym nazwiskiem – Andrew Asaph - cyt: RETRIEVAL OF BANARY'S DIARES) To wtedy Max słyszy pierwszy raz o Liście Bobera. Ale wtedy moim zdaniem nie ma jeszcze nikt „Dzienników Bobera” choć prasa pisze, że Dzienniki Bobera odnalezione.
Bardzo to zagmatwane, choć wskazuje że Pash był zatrzymywany co najmniej trzy razy.
Jednak chciałem skupić się na tym, co zarzucacie mi w mailach, a mianowicie, dlaczego już w prologu Woodward’a „sprzedałem” informację, że Maxa nie ma… i śpieszę wyjaśnić, że zrobiłem to celowo. Maxa nie ma na tym etapie pisania i bytu powieści Woodward. Pytacie także o Sienne i o Kolesia. Mogę tylko przytoczyć najciekawszy obecnie wątek, a mianowicie, spotkanie Cornela z matką Maxa. Jak pisałem powyżej, Koleś odwiedził matkę Maxa dwa razy. Pierwszy raz, prawdopodobnie zaraz po drugim zatrzymaniu Pasha, czyli około listopada 1988 roku, a drugi raz w kwietniu lub maju 1989 roku.
Za drugim razem wyglądało to tak:

„Syn Bobera” prace fabularne, rozdział 15. fragment.

Pociąg z Londynu do Leeds spóźnił się ponad dwadzieścia minut. Koleś dotarł pod dom Woodward’ów pod sam wieczór. W oknie na dole paliło się światło. Stanął przy bramce i wcisnął guzik. Słyszał jak dzwonek wypełnił mieszkanie na dole. Firanka poruszyła się, po czym światło zgasło. Ktoś stał przy szybie i próbował go dojrzeć.
- To ja. Cummings. To ja Koleś – poprawił się, podnosząc prawą rękę.
Sylwetka kobiety przesuwała się to w lewą, to w prawą stronę. W końcu zamek przy furtce zabrzęczał i chłopak wszedł do środka. Posuwał się wolno pod drzwi, ale nie odrywał od kobiety wzroku.
- Boję się co powiesz – przywitała go uchylając okno.
- Co ja powiem? – Koleś był zaskoczony.
- Pewnie wiesz gdzie on jest? Masz złe wieści prawda? – jej głos drgał. Koleś niepewnie rozejrzał się po pustym podwórku. Rozpoznał w ciemności porozrzucane zabawki, klocki, dwa plastikowe samochody i dużego, włochatego, konia na biegunach.
- Przyjechałem do pani… chciałem tak porozmawiać – kłamał nieudolnie – Jestem tu przejazdem, pomyślałem, że panią odwiedzę.
Uśmiechnęła się gorzko, gestem ręki wybaczając mu kłamstwo i prosząc, by przestał.
- Otworzę ci, wejdź do środka.
Zniknęła w głębi pokoju. Słyszał jak podchodzi do wejścia. Najpierw jeden zamek, później drugi. Chwila przerwy, po czym przeciąganie łańcucha. Na koniec jeszcze odgłos stalowego zawiasa. Wreszcie drzwi uchyliły się. Koleś otworzył usta ze zdumienia. Elizabeth Woodward wyglądała jak stara babcia. Koścista, pomarszczona twarz. Opadające do pół oka powieki. Siwe, porozrzucane we wszystkich kierunkach włosy. Zakryła się szlafrokiem i przewiązała się paskiem.
- Spodziewa się pani najazdu? – próbował żartować, z podziwem wskazując na zamki i zabezpieczenia.
Wyjrzała za nim. Pociągnęła go do środka i z hukiem domknęła drzwi.
- Odkąd zniknął, boję się. Boję się, że ktoś po mnie przyjdzie – odparła ryglując z powrotem wszystkie zabezpieczenia.
KONIEC CYTATU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz