Chyba już ostatecznie dokonałem modułowego podziału tego, co ma się znaleźć w drugim tomie. Moduł to taka moja nazwa własna, czyli podział rozdziału na części. (nie mylić z wątkami)
Jest 20 rozdziałów. Cały czas myślę nad ostatecznym zakończeniem, gdyż mam dwie opcje. Finalne określenie roli Maxa czy domyślne określenie jego końca.
W przypadku Woodward’a to wiedziałem dużo wcześniej, jakie będzie ostatnie zdanie książki. „Pana syn wie, o co pytam”.
I przez pierwsze tygodnie piszę kilka rozdziałów równolegle… i przeważnie zawsze wątkowo (tym razem). Zaczynam ostry wątek Kolesia już w drugim rozdziale i dalej we czwartym i dopiero w siódmym. I dalej już w nieparzystych do końca powieści. Czyli faktycznie piszę teraz trzy rozdziały równolegle. Drugi, Czwarty i siódmy. W drugim rozdziale jest tak domowo. Pachnie Woodward’em jeszcze. Po prostu pachnie. Pastuch mieszka u ciotki, Koleś jest nadal u babci (do której odwiózł go Max w 25 rozdziale Woodward’a).
Mimo, że dziś wstawałem na zdjęcia po czwartej rano, to wczoraj o 22:40 jeszcze wybrałem się na spacer. Prószył śnieg. Kompletna cisza. Gdzieniegdzie samochód. W oknach paliły się światła. Taki spokój. Ale wyciszenie nie przyszło i jeszcze długo nie przyjdzie. Do zakończenia pisania będzie ciężko i duszno. Mogę to porównać tylko do tego, jakby coś cały czas waliło do mnie tak, od środka. Ciągle się dopomina, by myśleć o historii by o niej pisać. Pisarz pewnie nad tym panuje, jednak ja nie daję rady. Nie znam takich mechanizmów obronnych. Znów intuicyjnie tylko czuję, do jakiej granicy mogę się zbliżyć opowiadając to, co zrobił Koleś.
Trochę mi lepiej, bo wątek Kolesia piszę w trzeciej osobie (narracja), za tem piszę o nim… jako o nim. Nie jako ja. Tak jest dużo prościej dla mnie. Oczywiście nie ma Kolesia przemyśleń, a tylko działanie, ale mimo wszystko jest prościej.
Spisane jako DZIENNIKI, 16 lutego 2010.
poniedziałek, 15 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz