A jednak Tony Shepard opuścił Cornela. Opuścił Kolesia. Nim wyjechali do Holandii w sprawie zegara (tego samego, który Banary sprowadził w 1977 roku do swej willi). Nie podejrzewałem nawet, że tak ostro Pastuch mógł zareagować. Max poróżnił ich kolejny raz i z tego co analizuję, po raz ostatni. Pokłócili się dwa razy. Pierwszy raz, kiedy babcia Cornela trafiła do szpitala, drugi raz kiedy wracali obaj z Tonym Shepardem od pana Gabriela Maurtytiusa.
Patrzę w te kartki i staram się to złożyć w całość, by zamknąć 9ty rozdział. Patrzę w te zapiski Cummings’a, któremu daleko do erudyty. Staram się rozpoznać powód, który poróżnił tych w sumie, największych przyjaciół. Nie sądziłem, że mogli się pobić i to w autobusie.
- Zaczyna mi to coś przypominać – Pastuch usiadł na tyle autobusu.
- Nawet mnie nie prowokuj – Koleś mimo wolnego obok miejsca, stał przed nim i trzymając się jedną ręką uchwytu, bujał na wszystkie strony.
- Wracamy do domu, bierzemy rowery i śmigamy w nasze rejony – Pastuch uśmiechnął się.
- Powiedz mi Pastuch, czy ty jesteś normalny? Czy na tobie nie robi żadnego wrażenia fakt, że znikła moja dziewczyna? Że dostaliśmy od kogoś wpierdol? – Koli nabierał kolorów.
- Wszędzie są bandyci, taki kraj. Kibole i anabole. – gruby starał się bagatelizować, wyglądając przez okno.
- Jak ty wszystko potrafisz spłycić.
- No nie! – Pasta podniósł głos, aż siedząca obok kobieta odwróciła się do niego – Ty za to jesteś głębinowcem myślowym. Znów zaczynasz robić jakieś poszukiwania. Najpierw Max, teraz ta dziewczyna – dokończył z pogardą.
- Ona ma imię.
- A do tego wszystkiego latamy po obcych domach i szukamy na tynkach śladów obcych cywilizacji – zakończył z drwiną.
- Czy tobie się wszystko pomieszało? – Koleś pochylił się nad nim, a kiedy gruby nie zwracał na niego uwagi, usiadł obok Pastucha i zaczął głośniej – Jeśli straciłeś pamięć to powiedz. Nikt tu nikogo nie zmusza.
- Straciłem pamięć? – Pastuch podniósł się i kiwał nad przyjacielem – Jeśli już cokolwiek straciłem, to wiarę w przyjaźń.
- Znów zaczynasz?
- Niczego nie zaczynam, tylko ty znów zaczynasz sam, jakieś tajemnice, cuda na kiju.
- Chyba jednak to nie ty tam byłeś Pasta – rzekł Koleś stając obok.
- Ale magia minęła. Życie jest tutaj.
- Cytujesz swoją ciotkę – Koli rzucił krótko.
- Nie! – syknął do niego wyraźnie poirytowany – Mam własne zdanie o podnoszeniu przedmiotów bez ich dotykania i wyginaniu łyżeczek opuszkami palców.
- Gadasz jak mój tata – Koleś drwiąco próbował się zaśmiać.
- Nawet go nie znałeś – Pastuch nasrożył się i nie odrywał wzroku zza mijanych budynków – Uciekł pewnie jak ci wszyscy super ojcowie. Jak tchórz.
- Nie mów tak – Koli stanął przy drzwiach i czekał aż autobus zatrzyma się na przystanku.
- Na pewno poznał jakąś dziwkę i uciekł a nią, a ty teraz musisz odgrzebywać popiół.
- Nie mów tak – powtórzył blondyn i kiedy drzwi uchyliły się, wyskoczył na chodnik. Gruby wyskoczył za nim szedł dwa kroki za nim.
- Uciekają jak tchórze, zostawiają swe rodziny, jak kundle biegają za sukami z cieczką – grubas nie dokończył, bo pięść Kolesia zatamowała jego słowotok. Po pierwszym ciosie nastąpił drugi. Pastuch się nie bronił. Upadł na kolana i zakrył rękami. Koleś pochylił się nad nim, pociągnął go za włosy, odginając głowę całkowicie do tyłu.
piątek, 5 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz