czwartek, 18 marca 2010

Rdzenne Pola Peruginów

To już jeden z najwyższych poziomów odbierania i rozumienia Krainy. Jeden z zakazanych poziomów rozumienia tej powieści. Mit o Rdzennych Polach Peruginów czytałem kilka razy. Nie rozumiałem nic. Dałem więc tekst do tłumaczenia i po powrocie, sczytywałem polskie litery i słowa i nadal: nie rozumiałem nic. Musiałem jednak rozumieć. Perugini czy raczej Perugin, w liczbie pojedynczej oznacza iskrę. Zatem zacząłem podążać tym tropem. Stąd wzięła się moja interpretacja części tchnienia, które uchodzi z człowieka po samobójstwie.
Nazywanie rzeczy trudnych, abstrakcyjnych, momentami ocierających się o kuglarstwo albo ciężej: seans spirytystyczny – to wszystko było dla mnie nowe. Miałem jednak za sobą doświadczenia naukowe. To wszystko co wyczytać może każdy z nas w podręczniku do biologii. O sercu… mięśniu sercowym… który zbudowany z tkanki (mocno upraszczam) – po prostu wykonuje skurcze. Jak silnik samochodu (nadal mocno upraszczam). W komorze, podczas ścisku wytwarza się ciśnienie, ciecz pręży się, i przy pomocy „nagle” uchylonego zaworu – wytryskuje na zewnątrz. To wie każdy. Jednak nawet naukowo zajmujący się habilitanci nie pytają – dlaczego serce bije… Więc?
Przewracamy kartkę podręcznika i czytamy, że za to odpowiedzialny jest „automatyzm serca”, czyli coś takiego UWAGA – siła zewnętrzna (by nie powiedzieć MOC) – która to siła wprawia w ruch serce. Powoduje skurcze komór.. itd. Itd. Ileż wieczorów jako nastolatek zasypiałem zastanawiając się, kto porusza mym sercem? I co się stanie, jak to coś się rozmyśli lub zmieni plany. Serce bije i co…? Tylko kretynowi wystarczy takie wyjaśnienie.
I teraz niespodzianka. Jako operator obrazu, pracując kamerą dla pewnej stacji, musiałem sfilmować różne operacje, którym poddawany jest człowiek. Wtedy to pojechałem min. Do szpitala na Ursynowie i wziąłem udział w operacji wymiany zastawek (tego czegoś, co jest blisko serca i jest wyjściem poza… poza serce… do tętnic i z żył). To wszystko co wiedziałem o człowieku z książek to wiedza wyrazowa… zdaniowa… kompletnie bezznaczeniowa. Wymiana zastawek to operacja na otwartym sercu. Wygląda to naprawdę makabrycznie. Piła. Rozcięcie klatki piersiowej. Dotarcie do serca. Podłączenie szeregu rurek plastikowych z tętnicami i żyłami (celowo upraszczam) by te rurki – a właściwie pewien proces pompowania przejął mechanizm stojący obok jednego z lekarzy. Maszyna przejęła funkcję wtłaczania (poruszania) krwi po organizmie. W tym czasie serce nie miało z sercem znanym z podręczników – nic wspólnego. To był kompletnie odizolowany od organizmu worek. Ścierwo – mógłbym powiedzieć – bo przypominało odcięte sine żyły, które z dużego płata mięsa się odcina w rzeźni. To było coś, co przypominało materiał na flaczki… płaskie, pomarszczone… i co najważniejsze… nie przypominające żadnego NADPRZYRODZONEGO organu, który ma w sobie dar… UF – nie chcę używać tego słowa.
Chirurdzy wymienili coś (zastawki) wokół serca (na jego wyjściach) i rozpoczęli przywracanie krwioobiegu. Celowo chcę wrócić do tego momentu, w którym serce nie ma nic wspólnego z sercem. Nic. Leży płasko kawałek skóry, a tętnice i żyły… życie – pompuje niezbyt skomplikowany silniczek z pompką, stojący obok łóżka operowanego, starszego pana. I wtedy operacja przechodzi w etap końcowy. Serce ma nowe zastawki (szczelne) i można tętnice i żyły podłączyć do flakowatej skóry zwanej sercem, która leży martwa – MARTWA – jak kawał słoniny albo skóry od grubej kaszanki, gdzieś tam, pomiędzy rozciętymi żebrami a innymi wnętrznościami.
Lekarze przyszywają (igła i nitka) tętnicę i żyłę do serca… widziałem to. Przysięgam, że widziałem. Powoli aparat pompujący przestaje tłoczyć krew. WIDZIAŁEM JAK DO FLAKA ZWANEGO SERCEM wpuszczona zostaje na nowo krew. Flak się wypełnia i FLAK ZACZNA WYKONYWAĆ SKURCZE. Flak zaczyna bić. Serce zaczyna pracować. Gdybym tego nie widział, nigdy bym nie uwierzył. Nigdy! Sflaczały kawał powłoki podniósł się. Wypełniony krwią zaczął żyć. Pompować krew, dając – niosąc tlen i wartości odżywcze (znów upraszczam). Po kilku minutach sprzęt silnikowo-pompujący został całkowicie odłączony. To co opisałem, to żadna nowość dla lekarzy. Ja jednak wyszedłem stamtąd, jakbym odbył podróż kosmiczną. Do dzisiaj nie zapomnę żadnego z tych obrazów.
Wnioskując przenoszę się do tej sfery mniej przyziemnej: coś musi pozwalać… nakazywać sercu… temu martwemu przez ponad pół godziny – workowi… coś mu pozwala żyć… i trzymać (zachować) ten dar… dar bicia. Dar pompowania.
W tym kontekście dotarłem swym wyobrażeniem do Rdzennych Pól Peruginów. Tak zacząłem je postrzegać i tak interpretować. Tyle tylko, że pokłady „nadżycia” posiada mózg. Mózg… fizyczny, zbudowany z neuronów mózg. Organ którego komórki neuronalne, dokonują przekazu synaptycznego… i znów impuls… ale to nie żaden niebiański impuls… to impuls elektryczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz