Kiedy już tak długo obcuje się z nimi… kiedy tak wyraźnie się słyszy ich głosy… i kiedy czuję od niedawna nawet ich zapach… czy mogę już uważać, że to oniryczna realność… Posiadam się mocno w swym przekonaniu, że stylistyce nie podlegają moje oczy. Odróżniam na szczęście jeden fakt… podniesienia i opuszczenia powiek. Doświadczanie drwali losu jest czymś wymiernym. Policzalnym. Czymś do uchwycenia. Moje obcowanie z nimi nie polega na tym, że się w tym zatracam… nie tracę kontaktu ze światem, który jest podczas podniesionych powiek. Doświadczam drwali losu bardziej, kiedy zamknę oczy. wtedy są bliżej mych zmysłów… jakby nie chciały wchodzić w drogę temu co znam od urodzenia. Jakby nie chciały swym bytem zaprzeczyć istnieniu realności w tym zmysłowym wymiarze. Zatem poprzez jakie zmysły postrzegam ich istnienie. Gdzie jest jaźń w tym rozumieniu, na podział świata osobowości i na świat świadomego „ja”. I tutaj to świadome „ja” jest poddane mocnej weryfikacji. Skoro świadomość własnej osobowości wynika z moich działań i konfrontacji mnie (siebie) z otoczeniem oraz z tego, że ja mam krytyczny stosunek do tych swoich działań… to ta definicja nie przenosi się łatwo na świadomość tego, co nazywam Realnością Oniryczną. Nie są to wyłącznie akademickie rozważania i męczenie wiatru, ale muszę ustosunkować się do tego, że gdzieś tam, choćby tylko w moim umyśle – tam gdzieś istnieją drwale losu. Mało tego, oni żyją własnym życiem. I w tym momencie, jaźń, czyli moja samoświadomość zaczyna pękać… przynajmniej w kwestii definicji. Bo zrozumieć można majaki i zmory, które pałętają się po umyśle… można też zrozumieć osiowe bądź co bądź psychotyczne objawy w postaci omamów (odgłosów, szeptów czy widzialności kogoś, kogo przed zmysłami w ogóle nie ma). Ale jak opisać rzeczywistość, która samoistnie bytuje w mym umyśle? Drwale Losu nie czekają na moją aktywność, aż usiądę do pisania i zacznę spisywać ich działalność… ich życie… ich Krainę. Jak ja śpię czy pracuję, jestem zajęty czymś innym, skupiony na sprawach nie związanych z nimi… to oni tam sami sobie żyją i bytują. Ich czas płynie. Widzę dokładnie np. po dwóch dniach, że tam w Krainie czas upłynął. Jeśli w niedzielę drwale zajmowali się udrożnieniem wodospadu w okolicy stajni Bunda, i ja się temu przyglądałem (opisując to) i w poniedziałek i wtorek nie miałem czasu by do nich zajrzeć, i jeśli we środę, siadam przy maszynie (laptopie) zaczynam pisać, i to nie od fragmentu wodospadu, gdyż: wszystko przy wodospadzie jest już zrobione. Stajnia poszerzona na kolejne Mongory, a chata Bunda ma nowy dach.
Nie znam innego sposobu by to wyjaśnić, jak tylko to, że nie ja przywołuję te czynności. To wszystko dzieje się tam samo… samo sobie. Dlatego śmiem twierdzić i nazwać ten mój stan jako: Realność Oniryczna.
poniedziałek, 29 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz