„Składam się z Maxa. Maxa Woodward’a” – jedna z czytelniczek i recenzentek odnalazła ten fragment książki i go cytuje w takim optymistycznym kontekście. Ja nie mam z tym problemu. Wiem ile jest we mnie takiego człowieka, takich cech jakie posiadał Max. Zastanawiam się jednak mocno nad tym, ile jest we mnie Bobera Banarego. Przeszukuję w otchłani swych życiowych emocji tych krzywd, które człowiek wyrządza. Obojętność, której się dopuszczam lub agresja i wręcz pasja, z jaką buduję postacie dwóch z Drwali Losu: Psychora i Pajara. Choć drwali losu interpretuję troszkę inaczej niż przywołana powyżej czytelniczka, to jednak mam świadomość, że każdy może – musi – interpretować Krainę inaczej… jednak szczerze powiem, że czytelnicy boją się (nie chcą) rozmawiać o Krainie. A po co to poruszam tutaj? Ano po to, że ważą się losy tego, co będzie dominować w drugiej części powieści. I o ile ścieżka fabularna jest jasna od bardzo dawna (całość tej opowieści była podzielona już w 1998 roku na trzy części) czyli okres przed Woodward’em, okres Woodward’a (wydany już) i okres po Woodward’zie.
Myślałem, że już wszystko wiem o historii tego młodego wtedy, człowieka. Coś jednak nakazuje mi – by doprowadzić do konfrontacji Maxa jako czystej jaźni (świadomości własnej osobowości) ze swoim największym demonem, mrocznym Pajarem. Mądry człowiek pewnie ucieka od mrocznych chwil swego życia… ale czy to oznacza, że spychanie (wyparcie) jest lekarstwem. Tak jak ponoć „wyrasta się z krzywd”, a „czas leczy najcięższe rany”. Niestety w żaden sposób się z tym nie zgadzam. Pozszywanie rozsadzonej osobowości jest trudne. Jest niemożliwe. Kraina to miejsce konfrontacji i bezsprzecznie: miejsce prawdy. Miejsce spotkania samoakceptacji z realnym "ja", z "ja" widzianym przez innych. Nie doszło do takiego spotkania w Woodward’zie. Max nie wskoczył do Stawu. Pokonując Dreny Pajara został uprzedzony, by pod żadnym pozorem nie wskakiwał i nie reagował na Czarny Staw. Ale przecież ja muszę to zrobić… ja muszę mu pozwolić tam wejść. Zanurzyć się w czymś, o czym nie mamy nawet pojęcia.
sobota, 13 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a pewnie każdy by chciał uniknąć tych banalnych wyjaśnień, a o co chodzi z ta duszą? o co chodzi z tym bólem... czy wręcz: po co tak to mielić... i sam sobie odpowiadam... Po to, że człowiek stojący na dachu nie szuka nowego świata, on tam wszedł by do tego świata się dostać. "Z dachu lepiej widać wymarzony świat" - będę po kres swych dni cytował ten utwór i pytał, co zrobić, co ja mam zrobić, by nikt nie wchodził tak wysoko, by szukać swej drogi na ziemi... po kres swych dni.
OdpowiedzUsuń